|
APOKALIPSY
PROROCTWO ORIONA na 2012r - co wy na to? 
O wszystkim tym wiedzieli ludzie, którzy żyli w
starożytności i niepodobna im nie wierzyć. Dlaczego? Bo nasze pole
magnetyczne jest jednym z najmniej zrozumiałych cudów wszechświata.
W artykule "Zmiany kierunków pola magnetycznego Ziemi" w "Science" z
17 stycznia 1969 roku Allan Cox stwierdza: "Istnieje zawstydzający
brak teorii wyjaśniającej obecny stan pola magnetycznego Ziemi".
Jeszcze w roku 2000 sytuacja pozostawała niezmieniona.
Co teraz myślą naukowcy? Nasze pole magnetyczne jest
elektromagnesem. Wszyscy to wiedzą. Jak to się dzieje? Ponieważ
nasza planeta obraca się, magnetyzm jest indukowany w taki sam
sposób, jak w cewce, przez którą płynie prąd elektryczny. Innymi
słowy, Ziemia jest gigantyczną prądnicą z biegunem północnym i
południowym.
Nie pytaj o więcej - naukowcy naprawdę tego nie wiedzą! Odwrócenie
biegunów się zdarza. Potwierdzają to geolodzy. Dzieje się to co
mniej więcej 11 500 lat, ale nikt nie wie dlaczego. Wszystkie
spekulacje sprowadzają się do "nieznanej siły", powodującej te
odwrócenia - ale dotychczas nie ma na to odpowiedzi. Zawstydzające?
No chyba!

To kieruje naszą uwagę ku Słońcu - tam możemy zobaczyć, jak potężne
mogą być odwrócenia magnetyczne! Siły magnetyczne są prawdziwym
powodem milionów wybuchów jądrowych na Słońcu, jest ono bowiem
gwiazdą magnetyczną: ma biegun północny, biegun południowy i równik.
Podobnie jak Ziemia, Słońce się obraca. Obrót Słońca jest bardzo
szybki, ponad 6000 kilometrów na godzinę. Powstaje mnóstwo pól
magnetycznych, które rozgrzewają koronę słoneczną do temperatury
powyżej l 000 000°C. Pojedynczy rozbłysk słoneczny spowodowany
krótkim spięciem w jednym z pól magnetycznych wytwarza energię równą
dwóm miliardom bomb wodorowych! Wyobraźcie sobie taki wybuch na
Ziemi, a szybko obliczycie straty, jakie mógłby spowodować.
Następnie weźmy plamy słoneczne. Charakteryzuje je potężne pole
magnetyczne. Siła magnetyczna plam słonecznych jest ogromna - 20000
razy większa, niż Ziemi. Plamy słoneczne przebijają powierzchnię
Słońca co 11 lat - tyle wynosi ich cykl. Na początku każdego cyklu
bieguny plam słonecznych odwracają się, powodując gigantyczne
eksplozje nuklearne!

To kieruje nas ponownie ku starożytnym. Odkryli oni teorię pól
magnetycznych Słońca. Cotterell w swojej książce Prorocza wiedza
Majów opisuje tę teorię, przedstawiając obliczenia Majów dotyczące
zmian pola magnetycznego Słońca. To jest doprawdy coś
nadzwyczajnego. Kiedy to się dzieje, ogromne rozbłyski słoneczne
sięgają biegunów Ziemi. I wtedy - bum! Pole magnetyczne Ziemi
również się odwraca i zaczyna ona krążyć w odwrotnym kierunku.
Biegun północny staje się południowym i na odwrót! Rozumiecie?
Ziemia rusza w przeciwnym kierunku, a bieguny się odwracają!
Po przeczytaniu tych zapisków ogarnął mnie strach. To jasne, że
czeka nas światowa katastrofa o nieznanych rozmiarach. Niemal cała
ludzkość zniknie z powierzchni Ziemi. Europa powróci do epoki
lodowcowej i stanie się terenem niemożliwym do zamieszkania z powodu
zaniknięcia ciepłego prądu - Golfsztromu. W Ameryce Północnej będzie
jeszcze gorzej. W jednej chwili znajdzie się ona pod lodem bieguna
południowego, tak jak to się stało z Atlantydą. Nieuchronność
katastrofy nie budziła wątpliwości. W swojej książce The Path of the
Pole profesor Charles Hapgood pisze: "Znalazłem dowód na trzy
rozmaite pozycje bieguna północnego w niedawnym okresie. Podczas
ostatniego zlodowacenia Ameryki Północnej biegun wydawał się
znajdować w Zatoce Hudsona, (...). Przesunął się na swoje obecne
miejsce pośrodku Oceanu Arktycznego jakieś 12000 lat temu."
Datowanie za pomocą metody badania rozpadu cząstek radioaktywnych
sugeruje, że biegun znalazł się w Zatoce Hudsona jakieś 50 000 lat
temu, a przedtem był ulokowany na Morzu Grenlandzkim (...). Jeszcze
30 000 lat wcześniej biegun mógł znajdować się w okręgu Yukon w
Kanadzie. Jeśli zmieni się biegun północny, zmieni się także
południowy. Hapgood pisze, co następuje: "Poważny dowód na
umiejscowienie bieguna w Zatoce Hudsona pochodzi z Antarktydy. Przy
ustawieniu bieguna północnego na 60o szerokości północnej i 83o
długości zachodniej, biegun południowy odpowiednio znajdowałby się
na 60o szerokości południowej i 97o długości wschodniej - na oceanie
poza Wybrzeżem Mac-Roberstona Ziemi Królowej Maud, na Antarktydzie.
To umieszczałoby biegun południowy około siedem razy dalej od Morza
Rossa na Antarktydzie, gdzie znajduje się on teraz."
Powinniśmy się zatem spodziewać, że w tamtym czasie Morze Rossa nie
było pokryte lodem. Mamy dokładne potwierdzenie tego faktu. Połącz
ze sobą precesję równonocy, przesunięcie się skorupy ziemskiej i
odwrócenie pola magnetycznego, a otrzymasz w ten sposób obraz
kolosalnego mordercy. Góry i wyspy wypiętrzy on w niebo i spowoduje
gigantyczną zagładę. Nikt nie kwestionuje powiązania pomiędzy epoką
lodowcową i zmianami magnetycznymi. Zlodowacenie odgrywało główną
rolę niemal we wszystkich katastrofach w dziejach Ziemi. Steven M.
Stanley z Uniwersytetu Johna Hopkinsa twierdzi, że ochłodzenie
klimatu było czynnikiem sprawczym wyginięcia gatunków w kambrze, a
także w permie, w dewonie itd.
Niewiele ponad 100 lat temu ludzi szokowało przypuszczenie, że
wielkie płyty lodowcowe o grubości półtora kilometra mogły pokrywać
kiedyś tereny o umiarkowanym klimacie w Ameryce Północnej i w
Europie. Później przyjęto teorię nie jednej, ale wielu epok
lodowcowych. Z czasem znaleziono dowody występowania okresów
zlodowaceń na całej Ziemi, nawet w regionach tropikalnych. Odkryto,
że płyty lodowe obejmowały niegdyś ogromne przestrzenie
zwrotnikowych Indii i równikowej Afryki. Coleman, jeden z
największych znawców epok lodowcowych, pisał w swojej książce Ice
Ages Recent and Ancient (Epoki lodowcowe dawne i nowe): "Odkryto
również, że te płyty lodowe rozmieszczone były w sposób niejako
kapryśny. Syberia, na której znajdują się teraz najzimniejsze tereny
świata, nie była pokryta lodem. To samo dotyczy większości Alaski i
terytorium Yukonu w Kanadzie, podczas gdy północna Europa, z jej
stosunkowo łagodnym klimatem, pokryta była lodem daleko na południe,
aż do szerokości Londynu i Berlina. Również większość obszaru Kanady
i Stanów Zjednoczonych była pokryta lodem - lodowiec sięgał aż
doCincinnati i do doliny Missisipi."
Współcześni naukowcy zgadzają się, że opis Colemana jest zasadniczo
ścisły. Profesor l.K. Charlesworth z Queen's University w Belfaście
wyraża swoją opinię następująco: "Przyczyna tych wszystkich zmian,
jedna z największych zagadek w historii geologii, pozostaje
nierozwiązana; mimo usiłowań całych pokoleń astronomów, biologów,
geologów, meteorologów i fizyków, odpowiedź ciągle nam umyka".
Coleman, który w swoich poszukiwaniach spenetrował wiele terenów
Afryki i Indii, badając tam dowody istnienia na nich zlodowaceń,
interesująco opisuje swoje doświadczenia w wynajdowaniu oznak bardzo
niskich temperatur w miejscach, gdzie spływał potem w promieniach
palącego tropikalnego słońca: "W upalny wieczór na początku zimy
2,50 w głąb strefy gorącej, wśród tropikalnego otoczenia trudno
sobie wyobrazić, że ten teren był przez tysiące lat pokryty warstwą
lodu o grubości tysięcy metrów. Kontrast pomiędzy przeszłością i
teraźniejszością jest tak zdumiewający, że łatwo zrozumieć, dlaczego
geolodzy długo i zaciekle walczyli z teorią zlodowacenia Indii pod
koniec karbonu. Kilka godzin gmerania i stukania młotkiem w
intensywnym afrykańskim słońcu, bez kropli wody, aby zebrać
prążkowane kamyki i płytkę łupku - to najbardziej wyrazisty kontrast
pomiędzy teraźniejszością i przeszłością, bo chociaż 27 sierpnia to
dopiero wczesna wiosna, upał jest taki, jak w gorący dzień
sierpniowy w Ameryce Północnej. Suchy, obezwładniający blask i
lejący się pot sprawia, że myśl o grubych warstwach lodu
zalegających w tym samym miejscu wydaje się wręcz nieprawdopodobna,
ale bardzo nęcąca..."
Wiemy zatem już, że okresy zlodowaceń i przesunięcia biegunów
zdarzają się często. Za kilka lat znowu ma do tego dojść. Co się
wydarzy? Ruch obrotowy Ziemi gwałtownie się zwolni, a następnie
zmieni kierunek. Obecnie Ziemia porusza się z zachodu na wschód,
potem będzie się obracać ze wschodu na zachód. Innymi słowy, Ziemia
będzie nadal obracać się wokół swojej osi. To oznacza, że Ziemia
będzie musiała zwolnić i zacząć obracać się w przeciwnym kierunku.
Nastąpi to w czasie krótszym niż doba, a towarzyszyć temu będą
potężne zmiany, kataklizmy, śmierć miliardów ludzi i wielkie
zniszczenie. Następnie sytuacja unormuje się ponownie, tyle że
nastąpią zmiany klimatyczne w związku z przesunięciem się biegunów.
Teraz możecie mnie spytać: "Czy jesteś pewien tego, co mówisz?" To
logiczne pytanie, na które spróbuję odpowiedzieć. Data 27 lipca 9792
roku p.n.e. została odczytana przez Alberta Slosmana z hieroglifów.
Koniec świata zgodnie z przepowiedniami Majów ma nastąpić 21-22
grudnia 2012 roku n.e. Teksty Egipcjan wskazują na szczególną
pozycję Wenus w momencie, kiedy Atlantyda uległa zniszczeniu. Wenus
ma doniosłe znaczenie także dla Majów. By się o tym przekonać,
wystarczy przeczytać "Proroczą Wiedzę Majów". Kod Wenus znalazł się
w ich inskrypcjach i w budowlach. Moje przewidywania, które
następnie udowodniłem matematycznie, mówiły, że w tekstach egipskich
można znaleźć te same kody. W Egipcie istniał podziemny kompleks
pomieszczeń, który Herodot nazwał "wielkim labiryntem", składający
się z ponad 3000 komnat. Tam właśnie dokonywano obliczeń
astronomicznych! Były one kontynuacją tych, które przedtem
przeprowadzano na Atlantydzie. Przechowano je, bo, jak ze zdumieniem
przeczytałem, Atlantydzi znali dokładną datę zniszczenia ich lądu
już na 200 lat przed katastrofą!
Tu apeluję do waszych umysłów. Chcę, żebyście zrozumieli, że oni
obliczyli termin końca Atlantydy - teraz spoczywającej pod biegunem
południowym. Dodajcie do siebie zmiany pól magnetycznych i precesję,
a wynikiem będzie kolosalny kataklizm, o którym mówili od początku.
W powiązania pomiędzy latami 2012 n.e. i 9792 p.n.e. nie ma co
wątpić. Jeśli w dalszym ciągu będziemy lekceważyć te odkrycia,
wszyscy zginiemy. Dzwony powinny bić na alarm na całym świecie! To
wydarzenie będzie porównywalne z eksplozją 10 000 bomb atomowych
naraz. Całe kontynenty przestaną istnieć. Miliardy ludzi zginą.
Będzie to największa tragedia na świecie od czasów biblijnego
potopu. Oparte jest to nie na niejasnych przesłankach, ale na
matematyce i wiedzy, którą posiadły w tajemniczy sposób ludy
starożytne. Chyba że podejmiemy środki zaradcze na szeroką skalę, by
uzbroić się przeciwko tej masowej destrukcji. Zdaję sobie sprawę, że
nie każdy zdoła się uratować. Ale jeżeli nie zrobimy nic - straty w
ludziach będą o wiele większe.
Mówię wyraźnie: jeżeli ludzkość nie przyjmie szybko do wiadomości
znaczenia tej daty, sama sobie zgotuje śmierć. Manuskrypty sprzed
wielu stuleci potwierdzają, co następuje:
l. Obliczenia Majów i Egipcjan są takie same.
2. Zarówno Majowie, jak i Egipcjanie niezależnie ustalili z wielką
precyzją datę końca świata.
3. Egipcjanie i Majowie musieli dysponować znakomitym kalendarzem,
by dokonywać swoich obliczeń.
Z powyższych faktów, z których żadnemu nie można zaprzeczyć, możemy
wywnioskować, że Majowie byli potomkami Atlantydów albo oparli swoją
wiedzę na przekazie tych, którzy przeżyli kataklizm. Co do Egiptu,
wiemy to już z całkowitą pewnością. W ten sposób możemy logicznie
wytłumaczyć globalny kataklizm w roku 2012 n.e. Ponadto ta wiedza
potwierdza, że obie cywilizacje nie tylko pochodziły z tego samego
źródła, ale także, że obie były w stanie same to udowodnić. To
uzupełnia obraz i stawia nas w obliczu największego na przestrzeni
wieków wyzwania dla ludzkości: nadciągającego kataklizmu. Ta
gigantyczna katastrofa geologiczna może zetrzeć naszą cywilizację z
powierzchni ziemi. Naszą reakcją może być: rezygnacja, panika,
rozpacz, uparte udawanie, że nic się nie dzieje itd. Ale w przeciągu
tych niewielu lat, jakie nam zostały, miejmy nadzieję, że
ostrzeżenie dotrze do wystarczającej liczby ludzi, by można było
podjąć konieczne działania. To sprawi, że najbardziej wartościową
wiedzę będziemy mogli przekazać przyszłym pokoleniom. Przypomnijmy
sobie następujące słowa Franka C. Hibbena w jego książce The Lost
Americans.
Jedną z najbardziej interesujących teorii końca plejstocenu jest ta,
która wyjaśnia tę pradawną tragedię olbrzymim trzęsieniem ziemi,
gigantyczną erupcją wulkanu o niezwykłej, katastrofalnej sile. Ta
przedziwna idea znajduje potwierdzenie szczególnie w wierzeniach
ludów zamieszkujących tereny Alaski i Syberii. Pogrążone w mule,
czasami pośród stert kości leżą złoża popiołu wulkanicznego. Nie ma
wątpliwości, że równocześnie z końcem zwierząt plejstoceńskich,
przynajmniej na Alasce nastąpiły potężne erupcje wulkaniczne. To
dowodzi, że zwierzęta, których ciała zachowane są do dzisiaj,
musiały zginąć i błyskawicznie zostały zasypane popiołem - w ten
sposób się przechowały. Ciała, które po śmierci pozostają na
powierzchni, rozkładają się, a kości rozsypują. Erupcja wulkaniczna
wyjaśnia wyginięcie zwierząt na Alasce -wszystkich naraz, w sposób,
który jest satysfakcjonującym nas dowodem. Stada zwierząt zginęły od
razu z powodu gorąca i uduszenia się lub nie bezpośrednio - zatrute
wyziewami gazów wulkanicznych. Również burze morskie towarzyszyły
wybuchom wulkanów - burze w niezwykłych rozmiarach. Różnice
temperatur i wyrzucane w górę tony popiołu i pumeksu mogły wywołać
ogromne wiatry i wybuchy o niespotykanej gwałtowności. Jeśli to
tłumaczy koniec wszystkiego, co żyło, plejstocen miał istotnie
bardzo gwałtowne zakończenie.
Przeczytajcie te słowa ponownie i zapamiętajcie je na zawsze.
Dlatego musimy pilnie wydobyć na światło dzienne wiedzę starożytnej
Atlantydy o dniu następnego kataklizmu. Bez tej zasadniczej
informacji późniejsza cywilizacja może, za jakieś 12000 lat, znaleźć
się nagle w epoce kamienia łupanego. Nie wiem, czy aby przekazać tę
informację, musimy zbudować gigantyczne piramidy. Wiem, że te
budowle odgrywały zasadniczą rolę w moich poszukiwaniach, że to one
doprowadziły mnie do miejsca, w którym krzyknąłem "Eureka!"
Opierając się na czysto matematycznych podstawach, badacz może
wydedukować z tych budowli ogromne ilości danych i wiedzy o
kataklizmie. Ta wiedza z czasów starożytnych uczy nas następujących
rzeczy:
l. Nasza uzależniona od komputerów cywilizacja zostanie zrujnowana
przez odwrócenie się pola magnetycznego Słońca, które wyśle w
przestrzeń kosmiczną chmurę naładowanych elektromagnetycznie
cząsteczek. Zakłóci to pole magnetyczne Ziemi, nastąpi przesunięcie
skorupy ziemskiej, co spowoduje gigantyczną, zalewającą wszystko
falę.
2. Ta "burza słoneczna" i odwrócenie się biegunów zniszczy cały
sprzęt elektroniczny. Spowoduje to stratę 99,99999999% naszej wiedzy
w ciągu zaledwie paru godzin.
3. Powstała na skutek przesunięcia skorupy ziemskiej gigantyczna
fala zburzy całkowicie wszystkie biblioteki i zniszczy wszystkie
książki.
Aby sprostać temu wielkiemu wyzwaniu, musimy być, jak to już
udowodniłem, przygotowani na najgorsze. Ci, co przeżyją, muszą mieć
podstawową wiedzę z zakresu wszelkich nauk, bo będą musieli zaczynać
od grzebania w ziemi. Nic z rzeczy ważnych dla nas nie będzie już
funkcjonować - nic nie pozostanie. Od tych niewielu, którzy
przeżyją, zależeć będzie, czy nasza historia będzie miała dalszy
ciąg, czy nie. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że w naszym
społeczeństwie jest wiele do poprawienia.
Oto, dlaczego musimy mieć całkowitą pewność, że to, co
najważniejsze, zostanie przekazane dalej. Na przykład:
- Następna cywilizacja, która powstanie po kataklizmie, musi wykazać
jak największy szacunek dla natury. Pestycydy, herbicydy, środki
użyźniające itd. muszą być kompletnie zabronione. Trzeba je zastąpić
ekologicznym rolnictwem.
- Lasy muszą zajmować centralne miejsce wewnątrz i wokół przyszłych
miast. Miasta powinny pozostać niewielkie.
- Aby uniknąć zanieczyszczenia środowiska, gęstość zaludnienia
powinna zostać ograniczona. Oczywiście na początku, zaraz po
katastrofie, trzeba położyć nacisk na odrodzenie się populacji.
- Nigdy więcej nie wolno budować elektrowni jądrowych. Podczas
przesunięć skorupy ziemskiej z jej tytanicznymi trzęsieniami,
większość produktów radioaktywnych wydostanie się z setek elektrowni
nuklearnych. Wyzwolona zostanie ogromna ilość energii radioaktywnej,
prawdopodobnie wystarczającej do zlikwidowania całej ludzkości.
Najbardziej się obawiam, że właśnie tak się stanie, a my nie
będziemy mogli zrobić nic, by temu zaradzić!
- Nienaturalna żywność, zabójcza dla naszego zdrowia i wymagająca
ogromnych ilości energii do jej produkcji, będzie musiała być
zakazana prawnie. Do takich produktów zaliczyłbym cukierki,
czekoladę, chipsy, biały cukier i wiele innych.
- Trzeba będzie przejść na dietę owocowo-warzywną. Jest nie tylko
zdrowa, ale chroni organizm przed mniej więcej 30 000 chorób. Jako
że pomoc lekarska, np. chirurgiczna, tuż po katastrofie będzie
praktycznie niemożliwa, każdy musi zrozumieć, jak ważny dla niego
jest dobry stan zdrowia. To może mu zapewnić tylko dieta
owocowo-warzywna.
- Medytacja i głodówki będą podstawowym środkiem zwalczania chorób
zakaźnych i wszystkich innych. Wraz z tymi zasadami, o jakich
mówiliśmy powyżej, stanowić będą one podstawę nowego sposobu życia.
Te "święte przykazania" umożliwią nam stworzenie społeczeństwa o
wiele szczęśliwszego niż to obecne. Głównym celem życia nie będzie
już zysk, ale psychiczne i fizyczne zdrowie mieszkańców ziemi. Oto
nauki, które powinny przetrwać na przyszłość.
Kiedy spojrzeć na Ziemię z przestrzeni kosmicznej, ujrzy się
błękitną planetę, pokrytą głównie wodą. Oceany są nie tylko źródłem
życia, ale i o tym będzie właśnie tutaj - również przyczyną śmierci.
Kiedy skorupa ziemska zaczęła się przesuwać, wszystko, zarówno masa
lądów, jak i wód, nabrała pewnej prędkości. Kiedy skorupa ziemska
znowu przyspieszyła i w końcu się zatrzymała, wywołało to ogromne
drgania. Porównajmy to z samochodem, wjeżdżającym w mur. Im większa
prędkość, tym silniejsze uderzenie. Kiedy płyty tektoniczne uderzają
jedna o drugą, towarzyszą temu tytaniczne trzęsienia, wybuchy
wulkanów itd. W niektórych miejscach płyty zgniatają się nawzajem w
taki sposób, że tworzą góry o kilometrowych wysokościach. Gdzie
indziej leżące pod spodem warstwy rozrywają się, otwierają i w ich
głębinach znikają całe lądy. Nadchodzące wydarzenia apokaliptyczne
nie dadzą się z niczym porównać. Będą tak niszczycielskie, że trudno
to pojąć. Podczas wypadku samochodowego zachodzi jeszcze inne
zjawisko. Jeżeli nie jesteś dobrze przypięty, możesz zostać
wyrzucony z samochodu. Ludzie niezapinający pasów bezpieczeństwa
wylatują przez przednie szyby, a jeśli wypadek następuje przy dużej
szybkości, rezultatem są ciężkie zranienia, a nawet śmierć. W języku
naukowców nazywa się to "prawem bezwładności". Wszystkie przedmioty
poruszające się z pewną prędkością zachowują tę prędkość. Jest to
prawo natury, które zawsze istniało i nigdy nie przestanie istnieć.
Ofiary wypadków samochodowych dobrze o tym wiedzą. To uniwersalne
prawo działa także w stosunku do samej kuli ziemskiej. Jeżeli
przestudiowałeś dokładnie poprzednie przesunięcia się biegunów w
opisie zagłady Atlantydy, wiesz, że to wszystko wydarzyło się
zaledwie w ciągu kilku godzin.
Naukowo można udowodnić, że przesunięcie skorupy ziemskiej wyniosło
29°. Świadczą o tym stwardniałe skały magnetyczne, które jeszcze
teraz wskazują na poprzedni, dawny biegun! Takie przesunięcie kątowe
odpowiada przesunięciu skorupy ziemi o 3000 kilometrów! Wyobraźcie
sobie, że musicie przejechać samochodem 3000 kilometrów w ciągu 15
godzin. Trzeba by jechać z szybkością 200 km na godzinę! Od momentu,
kiedy Ziemia zaczęła się poruszać, osiągnęła pewną szybkość. Jeżeli
to się stanie za jednym szarpnięciem, może cię wyrzucić w powietrze.
Z chwilą, kiedy Ziemia osiąga stałą prędkość, nie zauważamy już
tego.
Teraz dochodzę do najważniejszego. Pole magnetyczne Ziemi odwraca
się, i powstaje gigantyczna fala wody niszcząca na swojej drodze
setki istot żywych: ludzi i zwierząt. To tak, jakby nagle pojawił
się przed tobą gigantyczny mur, przed którym musisz zatrzymać nagle
swój wyścigowy wóz. Ale już jest za późno! Ze straszną siłą uderzasz
w przeszkodę i to wyrzuca cię z samochodu. Oto, co dzieje się z
oceanami w momencie kataklizmu. Z powodu prawa bezwładności nie są w
stanie się zatrzymać. Zależnie od kierunku, morza zaczynają
występować z brzegów.
Odwrócenie biegunów
Ale sprawa jest bardziej skomplikowana. Wydarza się nie tylko
poślizg skorupy ziemskiej, ale również odwrócenie się biegunów.
Ziemia zaczyna obracać się w przeciwnym kierunku niż dotychczas!
Nieszczęście, jakiego nie można sobie wyobrazić. Spójrzcie tylko na
liczby. Obwód równika wynosi około 40 000 kilometrów. Jako że Ziemia
robi całkowity obrót w ciągu 24 godzin, oznacza to, że co każde 24
godziny odbywamy podróż długości 40 000 kilometrów. Podziel 40 000
kilometrów przez 24 godziny, a dojdziesz do szokującego wniosku, że
krążymy dookoła osi ziemskiej z prędkością 1666 kilometrów na
godzinę. Jeżeli w czasie mającego nastąpić kataklizmu Stany
Zjednoczone przesuną się w kierunku obecnego bieguna północnego
(przyszłego południowego), to tak jakby woda w porcie nowojorskim
nagle opadła. W Brazylii ukażą się wielokilometrowe plaże, bo woda
siłą zostanie wypchnięta. W przeciwstawnych masach lądów wydarzy się
zjawisko przeciwne. Z nadzwyczajną szybkością wody podniosą się na
katastrofalną wysokość. Gigantyczna fala, nigdy dotychczas
niewidziana, wysoka na setki metrów (tak, nawet ponad kilometr!)
bezlitośnie zniszczy wszystkie tereny nadbrzeżne. Nie będzie można
uciec przed tą gwałtownością przyrody. Nawet nieduże fale - 1O
metrowej wysokości - są w stanie zetrzeć z powierzchni ziemi
wszystko, co napotkają na drodze. Co zatem zrobi taka ściana wody?
Zaleje sobą wszystko, co żyje. Wyobraźcie sobie, że mieszkacie nad
morzem i nagle widzicie falę o wysokości kilkuset metrów, zbliżającą
się do was. Zanim zdołacie zareagować, już będziecie przykryci
miliardami litrów wody morskiej! Nie zapominajcie, że ta gigantyczna
fala ma ogromną prędkość, powstała bowiem dzięki potężnym siłom. Ta
energia musi zostać całkowicie rozprowadzona, zanim oceany wrócą do
dawnego spokoju. To oznacza wielkie zniszczenie wszelkiego życia.
Gdy fala rozpłynie się ponad lądami, zginie więcej ludzi, niż
dotychczas we wszystkich wojnach w historii. W swojej książce Voyage
dans I 'Amerique meridionale (Podróż do Ameryki Południowej) Alcide
d'Orbigny pisze: "Twierdzę, że zwierzęta lądowe Ameryki Południowej
zostały zniszczone wtargnięciem wody na kontynent. Jak inaczej
moglibyśmy wytłumaczyć tę całkowitą destrukcję i jednorodność kości,
odnajdywanych w pampasach? Jasnym dowodem tego jest niezmierna
liczba kości i całych zwierząt, których ilość jest największa w
ujściach dolin, jak to wskazuje p. Darwin. Odkrył on największą
ilość szczątków w Bahia Blanca, w Bajada, a także na wybrzeżu i w
dopływach Rio Negro, również u ujścia doliny. To potwierdza, że
zwierzęta były unoszone wodą i w większości dopłynęły do wybrzeży.
Błoto pampasów nagromadziło się nagle w rezultacie gwałtownego
napływu mas wody, unoszącej ze sobą grunt i inne szczątki pływające
i mieszającej je ze sobą."
Zatem Amerykanie i Kanadyjczycy nie tylko znajdą się teraz w
temperaturze polarnej, ale ponadto wśród mas wody spływającej z gór,
tratującej wszystko, wyrywającej z ziemi drzewa, tak jakby nic nie
ważyły, wyrzucającej w powietrze zwierzęta i ludzi, samochody itd. -
na kilometry naprzód; nic, absolutnie nic nie uchroni się przed tą
gwałtowną przyrodą. Nawet liczne zwierzęta morskie zginą, bo zostaną
zgniecione niesionymi resztkami i wciśnięte w ziemię. Będzie to
jeden gigantyczny, masowy grób - mieszanina ciał setek milionów
ludzi i zwierząt. Te ciała, które pozostaną nienaruszone dzięki
zamrożeniu, będą ostrzeżeniem dla przyszłych pokoleń, by nie
zaniedbywać wzmianek o siłach, drzemiących w naturze - tak, by nie
powtórzył się dawny błąd. Geolog Harlen Bretz pisze w The Channeled
Scabland of the Columbia Plateau ("Journal of Geology", listopad
1923): "Pod koniec ostatniego zlodowacenia nastąpiła katastrofalna
powódź. Ogromna ściana wody z grzbietami fal, ciągle przewalającymi
się przed nią. Wysokość jej dochodziła do 450 metrów. Przelewała się
przez szczyty pobliskich wzgórz jak ogromne wodospady i kaskady,
szerokie na 15 kilometrów, tocząc przed sobą całymi kilometrami
ogromne, wielometrowe głazy."
Potężne masy wody wypłukały kanały, głębokie na wiele metrów, w
bazaltowej płycie Płaskowyżu Kolumbijskiego. Wypływając z doliny
Clark Fork River w zachodniej Montanie i przepływając przez północne
Idaho z prędkością 16 km3 na godzinę, woda osiągnęła głębokość 250
metrów, płynąc przez Wallula Gap na granicy stanów Waszyngton i
Oregon, a następnie spłynęła do Kolumbii w swojej nieprzejednanej
wędrówce do Pacyfiku. Wypłukując od 30 do 60 metrów ziemi w wielu
miejscach, powódź odsłoniła całkowicie 3200 kilometrów kwadratowych
Płaskowyżu Kolumbijskiego, wypłukując błoto i piasek, pozostawiając
tylko nagie ściany dolin głębokich na 120 metrów, jak jałowe
wspomnienie dawnej świetności. Powódź skończyła się równie szybko,
jak się zaczęła, w ciągu paru dni. Pozostawiła gigantyczne słupy
rzeczne, które teraz były wzgórzami o wysokości ponad 30 metrów, i
deltę o obszarze 320 kilometrów kwadratowych w połączeniu dolin
Willamette i Columbia River. W części tej delty znajdują się teraz
Portland, Oregon, Waszyngton i Vancouver. Zginęły już miliardy
ludzi, a to jeszcze nie był koniec. Gigantyczna fala wydawała się
posuwać naprzód bez końca. Sięgała coraz dalej w głąb lądu. Było się
bezpiecznym dopiero na wysokości 1500 metrów ponad poziomem morza.
Oczywiście, jeżeli to miejsce nie podlegało przesunięciom lądów!
Nigdzie, dosłownie nigdzie nie można było być pewnym przeżycia. W
tej heroicznej walce pomiędzy siłami światła i ciemności przewaga
sił ciemności stawała się coraz bardziej widoczna. Cała kula ziemska
przeżywała straszne chwile. Tu i ówdzie ludzie w rozpaczy usiłowali
wspiąć się na wierzchołek góry, by się zabezpieczyć przed
podnoszącymi się wodami. Tylko niewielu się udało. Morze było zbyt
potężne, by je pokonać. Ogromne, bezlitosne fale toczyły się
naprzód. Fala dotarła do piramid. Te potężne budowle nie były w
stanie oprzeć się jej sile: pokryła je fala powodzi. Grzmiąc
gwałtownie, woda popłynęła przez wejście i dostała się do komnaty
królewskiej. Przed tysiącami lat w tym miejscu odbywał się rytuał
zmartwychwstania. Dzisiaj te komnaty były zalane szalejącą wodą.
Cywilizacja cofnie się znowu do epoki kamiennej, jeśli w ogóle
przetrwa. Opowieści o tych wydarzeniach zdeterminują późniejsze
zachowanie ludzi w ciągu nadchodzących tysięcy lat. Będzie się o tym
mówić i przekazywać opowieści z ojca na syna. Towarzyszyć temu będą
nieśmiertelne opowiadania o odwadze i rozpaczy, a także historyczne
relacje o wydarzeniach. Zupełnie tak samo, jak to, co teraz czytamy
o dawnych katastrofach.
Dodaj wpis
do
Księgi Gości
! (kliknij!)
 |
|